(mowa o imprezach 12+ godzinnych, popołudnie na kodowaniu w fajnym towarzystwie to zupełnie inna aktywność)
Nie lubię hackatonów. Nie jarają mnie. Są męczące, upierdliwe i wysysają energię na coś, co tylko w trakcie imprezy wydaje się znaczące. Zasadniczo też jestem przeciw, bo uważam że sensowne kodowanie się kończy po siódmej-ósmej godzinie, wszystko potem to napędzane kofeiną popierdółki. Oraz nie słyszałem o ani jednym startupie który zaczął się na hackatonie.
mi się to trochę kojarzy z demoparty z dawnej sceny Amigowej czy Commodore/Atari jak kto wolał, byłem na jednym i całkiem spoko wspominam, to co ludzie potrafili wtedy wykrzesać z 20MHz procesorów ludzkie pojęcie przechodzi
Wręcz przeciwnie. Startup to jest przecież taki projekt, który się rusza, próbuje rozkręcić, a potem zamyka, bo nie wypalił. Myguidie to jest doskonały przykład.
Jeśli chodzi o imprezy w stylu Rails Rumble, czy nodeknockout, czyli 48 godzinne hakatony, to jest świetna sprawa. Jeden intensywny weekend, w czasie którego skill naprawdę poszedł do przodu, ale w środku była sensowna przerwa na spanie.
Ludzie, co was ugryzło? Piszę o hackathonach jako konkretnych imprezach 12+h w konkretnym miejscu, w nawiązaniu do wpisu Carsona. Że przychodzi Sharnik i pokazuje że nawet nie przeczytał linka (twierdząc że wie lepiej o czym pisał Carson) to mnie akurat nie dziwi, ale Ty, Olek, powinieneś odróżniać rumble od imprez in-house.
Byłem na Startup Weekendzie, ale tego hackathonem nazwać nie można, bo tam się idzie żeby zrobić MVP i pogadać z mentorami, a nie przygotować produkt, to się dopiero potem rozwija (Piotrek Misiurek wie o czym mówię, bo też tam był) - z tego wyszło np myguidie, które sharnik wymienił, a które zostało zamknięte bo nie wyszło, chociaż jakieś tam perspektywy były. Z tego nie wyszło cityrace.me, które wygrało pierwszą Warszawską edycję i AFAIR jeszcze kilka innych imprez.
Byłem też na HACKWAW - i to już był typowy hackathon, 24h w biurze w centrum Warszawy gdzie chodziło tylko i wyłącznie o to, żeby w jakimś mały teamie napisać jakąś działająca aplikację.I owszem, to się udaje - powstała bowiem gra na iOS, z multiplayerem i całkiem fajną grywalnością, powstała appka webowa, która była mashupem foursquare/eventów z FB itd.
Generalnie typowe hackathony gdzie się idzie sklikać coś małego, co może zadziałać, z osobami których się nie zna, są fajną zabawą. Można to uznać za wysysacz energii, ale ile przy okazji można nałapać ciekawych kontaktów czy chociaż pogadać na tematy około-IT zdecydowanie rekompensuje brak snu.
Ludzie, co was ugryzło? Piszę o hackathonach jako konkretnych imprezach 12+h w konkretnym miejscu, w nawiązaniu do wpisu Carsona. Że przychodzi Sharnik i pokazuje że nawet nie przeczytał linka (twierdząc że wie lepiej o czym pisał Carson) to mnie akurat nie dziwi, ale Ty, Olek, powinieneś odróżniać rumble od imprez in-house.[/quote]
Żaden z Was nie przeczytał w całości, bo jeden link prowadzi do imprezy w stylu Tomasha, drugi do imprezy w stylu Sharnika.