Wiza do USA/Kanady dla programisty RoR

Po paru latach przepracowanych dla niemieckich sąsiadów postanowiłem spróbować swych sił za oceanem.

Od paru dni wysyłam wiadomości do rekruterów przez Linkedin. Odzew jest raczej średni (może dlatego, że przydział wiz H1B do USA na ten rok już się skończył?). Odpowiedzi z Kanady są dość zaskakujące. Raczej w ogóle nie ma mowy o sponsoringu. Niektórzy nawet piszą, że mają wystarczająco ‘swoich’ programistów RoR (!).

Macie jakieś doświadczenia z tym związane?

Załatwianie wizy to dosyć kosztowna i długa zabawa - od kilku miesięcy do ponad roku w zależności od momentu. Niektórzy próbują to obejść załatwiając jakieś wizy typu J1, czyli coś w rodzaju stażu, ale wtedy np. mogą czepić się zbyt wysokich zarobków.

Co do Kanady, to nie mam pojęcia, ale w USA na pewno brakuje rąk do pracy, problem jest taki, że ze względu na problemy związane z wizami tylko część firm może sobie na to pozwolić, dlatego nie jest tak prosto jakby się mogło wydawać. Miałem do czynienia z firmami, które proponowały H1B, więc na pewno takie istnieją, ale wydaje mi się, że trzeba mieć sporo doświadczenia i dobrze wypaść na interview, żeby chcieli w to wejść. Trochę inaczej jest w przypadku dużych korpów typu google, które raczej nie mają problemów “technicznych” z wizami, ale tam też jest się ciężko dostać nawet jak się jest “miejscowym”.

Jeżeli serio o tym myślisz, to ja bym się zastanowił nad odwiedzeniem jakiejś sporej konferencji i wcześniejszym zebraniem kontaktów. Wydaje mi się, że trochę łatwiej wtedy zrobić dobre wrażenie (chyba, że np. nie jesteś mocny w kontaktach face to face).

Czasami w grę wchodzi okres próbny na miejscu, ale siłą rzeczy to jest nielegalne, więc robisz to na własne ryzyko, no i firma musi to zaproponować.

Cały proces wizowy wydaje się być skomplikowany. Chociaż firmy muszą mieć na to swoje sposoby.

Miesiąc temu dostałem ciekawą propozycję pracy z Miami (właściwie od tej oferty zacząłem się zastanawiać nad wyjazdem).

Po krótkim okresie pracy zdalnej firma przenosi pracownika na karaibską wyspę - Saint Martin, która de facto należy do Unii Europejskiej. Pracuje się tam w ich biurze do czasu otrzymania wizy do USA.
Niestety, jak się później okazało, oni tak na prawdę potrzebowali programistę PHP tylko rekruterce coś się pomieszało.
W każdym razie mają fajny patent na sprawę wizy.

Nie wiem jak w Kanadzie, ale z USA miałem oferty, że załatwiają H1B. Raczej nie szukaj w startupach, tylko w prawdziwych firmach, wtedy jest większa szansa, że będą na tyle zorganizowani, żeby załatwić tę wizę. Samemu bym się w to w ogóle nie bawił.

Do mnie dochodziły jakieś oferty od startupów, z kasą z inwestycji, w których było zaznaczone, że interesuje ich opcja załatwienia H1B, ale nie miałem wtedy ochoty na wyjazd, więc nawet nie wnikałem.

Ja dostałem kilka ofert ale z tego co wiem wiza to droga przez mękę (relacja z 2 ręki). Po czym traktują cię jak niewolnika, głownie dlatego że jeżeli stracisz wizę to masz zdaje się 14 dni na znalezienie nowego pracodawcy lub wyprowadzkę ze stanów. Więc przykuwa cię ona do pracodawcy który natychmiast z tego korzysta, 0 podwyżek, nadgodziny, etc.
Warto poczytać historie na necie najpierw i w czasopismach o pracy za granicą. Generalnie USA bym stanowczo odradzał. Szczególnie że ostatnio się to strasznie totalitarny kraj zrobił.

Tak jak Świstak pisze, wiele firm bezlitośnie korzysta z tego że ludzie na H1B w razie zwolnienia znajdą się w bardzo kiepskiej sytuacji i żyłują ich jeszcze bardziej niż zwykle.
A kultura pracy w Stanach już i tak jest bardzo kiepska, ostatnio jednego klienta uświadamiałem że ich (“super-perk”) trzy tygodnie urlopu w roku to mniej niż gwarantuje pracownikowi polskie prawo.

Dla mnie w tym roku jedna firma (firemka wlasciwie) zlozyla aplikacje o H1B. Niestety ten rok byl o tyle wyjatkowy / niefartowny, ze w ciagu 1go tygodnia (wnioski mozna skladac od 1go kwietnia kazdego roku) tj. 1-5 kwietnia wplynelo ponad 120,000 wnioskow, a wiz jest 65,000 + 20,000 dla magistrow uczelni amerykanskich. USCIS oglosil wczesniej, ze bedzie przyjmowac wszystkie wnioski zlozone w 1szym tygodniu i jesli liczba bedzie wieksza od limitu, to zrobia komputerowe losowanie. No i zrobili - mialem pecha :wink:

Dla porownania w 2012 limit zostal wyczerpany na poczatku czerwca (tez mialem jeszcze inna firme ktora wtedy zlozyla aplikacje, tylko zrobila to doslownie o 3-5 dni za pozno). W 2011 bodajze wyczerpal sie dopiero w grudniu. Generalnie widac w ostatnich latach mocny wzrost liczby chetnych i nie liczylbym ze w 2014 bedzie ich mniej niz w tym.

Lwia czesc wiz zagarniaja firmy typu Microsoft czy Google (skladaja hurtowo wnioski o kilkaset), wiec generalnie zaczyna to kiepsko wygladac. Nie mowiac o hinduskich ktore biora wizy ‘na wszelki wypadek’ dla swoich ‘konsultantow’ a potem 50% jest niewykorzystana, fjuty zlamane.

Co do warunkow - jak zawsze, kwestia tego jak bardzo Cie chca. Jesli chca bardzo, to beda dobre, a jesli tak sobie (albo slabo negocjujesz), to beda slabe (relatywnie). Poza tym kwestia ‘kultury’ pracy - w Palo Alto wszyscy zasuwaja 12h dziennie + mieszkanie jest stosunkowo drogie a podatki w CA wysokie - pytanie czy Ci sie to podoba.

Jeszcze koszty: zlozenie wniosku H1B to minimum $1,500 - jesli sie wszystko zalatwi ‘samemu’. Jesli przez prawnika, to wezmie zazwyczaj $2,000 - $3,000 (dodatkowo) , oczywiscie niezaleznie od wyniku (nie jego brocha); jesli bedziesz robic ‘ewaluacje’ dyplomu, to jest to kolejna upierdliwosc i koszty (ale male) - generalnie jest z tym sporo zachodu a wynik obecnie raczej niepewny, chocbys wszystko zrobil poprawnie, mial pracodawce i super warunki.

Jesli Cie BARDZO chca, to teoretycznie moga wystapic o zielona karte (wcale nie trzeba spedzic tam X lat najpierw); wtedy trwa to od 4ch-5ciu do nawet 12 miesiecy, kosztuje bardziej $3,000-$4,000 (tu bez prawnika sie nie obedzie) i nie wiem jakie sa szanse w praktyce, bo nie testowalem.

Generalnie nie jest to latwe i osobiscie nie mam przekonania, ze warte zachodu.

Chodzi Ci o startupy, czy ogólnie (w tym firmy znane z szanowania pracowników, jak Google)?

Dzięki Mark. To teraz przynajmniej wiem na czym stoję w kwestii USA. Chyba Kanada wydaje się lepszą opcją…

Chodzi Ci o startupy, czy ogólnie (w tym firmy znane z szanowania pracowników, jak Google)?[/quote]
Google jest znane z Googleplexu, ktorego zadaniem jest przekonanie pracownikow, ze warto spedzac w nim jak najwiecej godzin na dobe (darmowe jedzenie, przedszkola dla dzieci) - ciekawe dlaczego :wink:

Ale fakt, mialem na mysli startupy - takie ktore maja $1-2 mln na koncie i 12-16 miesiecy na to zeby cos sensowego z tym zrobic.

mark powiedział chyba wszystko. Generalnie praca w USA na miejscu dla programistów przestała się kalkulować kilka lat temu. Nadal warto pracować dla nich, ale zdalnie. Jak bardzo chcesz (i lubisz jak ci ręce w dupę wsadzają na lotnisku - dosłownie czasami) to wtedy możesz polecieć tam kilka razy w roku.
Z innych “zabawnych” rzeczy w USA:

  • Nie ma opieki zdrowotnej darmowej (chyba że pracodawca płaci), ubezpieczenie się kosztuje często kilkaset dolarów miesięcznie.
  • Wizyta u dentysty to często 200-500$, a jakość obsługi jest średnia.
  • Nie ma płatnego wolnego.
  • Nie ma płatnego chorobowego. Nie przychodzisz do pracy nie płacą ci. Nie stawienie się do pracy jest podstawą do wyrzucenia cię z pracy (nie ma znaczenia że masz akurat złamaną nogę).
  • Nie ma okresów wypowiedzenia. Woła cię szef i mówi do widzenia, a ochrona pakuje twoje rzeczy do pudła. Nie dostajesz zapłaty za resztę miesiąca, nie dostajesz odprawy.
  • Opcje na akcje są bezwartościowe. (Radzę pogooglać “share/stock dilution”), wiele programistów już już myślało że będą milionerami, a nagle przed IPO okazuje się że zarząd przyznał sobie bazilion akcji, czyniąc ich udział warte jedno wielkie g.

I kilka innych smaczków. Zupełnie inny świat.

Szukać tam pracy na miejscu radzę sobie odpuścić. Jak już to Kanada rzeczywiście.

Nie wiem jak z prawdziwością reszty informacji, które tu podajesz, ale to mi mocno trąci ściemą. Ja miałem u Amerykanów miesięczny okres wypowiedzenia i to od razu w kontrakcie, który oni proponowali, więc chyba coś tu się nie zgadza.

Mam pełną świadomość, że US&A pod względem prawa pracy konkuruje z Bangladeszem, ale nie ma co ich demonizować błędnymi informacjami. Jest wystarczająco prawdziwych, które ich dyskwalifikują w moich oczach :wink:

Nie wiem jak z prawdziwością reszty informacji, które tu podajesz, ale to mi mocno trąci ściemą. Ja miałem u Amerykanów miesięczny okres wypowiedzenia i to od razu w kontrakcie, który oni proponowali, więc chyba coś tu się nie zgadza.[/quote]
To, że miałeś w kontrakcie oznacza tylko i wyłącznie, że taki kontrakt Ci zaproponowano. Internety mówią, że nie ma w prawie pracy takich zapisów. To po prostu kwestia dogadania się / wzajemnej uprzejmości między stronami.

Zupełnie nie rozumiem dlaczego ludzie tak wysoko stawiają prawo pracy i są niechętni do kontraktów.

Przecież tylko współtworzenie kontraktu daje Ci pewność, że Twoje oczekiwania zostaną zrealizowane. Prawo pracy (zwłaszcza polskie) jest najmniejszym wspólnym mianownikiem stworzonym dla ludzi niemalże niepiśmiennych. Dobrze się sprawdza przy ochronie pracowników fabryki ale w nowoczesnym przedsiębiorstwie jego obostrzenia są zabójcze.

Według mnie nie ma co patrzeć na zatrudnienie na jakiś ogólnych warunkach tylko trzeba spisać własne potrzeby i wykorzystać to jako podstawy kontraktu. Przecież mamy inteligencję powyżej przeciętnej i potrafimy dbać o własne sprawy, prawda?

Zupełnie nie rozumiem dlaczego uważasz, że wysoko stawiam prawo pracy.
Jest wrecz przeciwnie - jestem zwolennikiem wolności gospodarczej i uważam, że każdy powinien mieć prawo podpisywać wszelkie umowy, które uważa za stosowne.

W moim poście chciałem tylko podkreślić, że nie ma takich zapisów narzuconych przez prawo pracy w USA.

W 100% zgadzam się z całą resztą Twojego postu :slight_smile:

Zgadza się z powyższym, generalnie w USA wszystko zależy od kontraktu. Więc o ile jesteś na silnej pozycji negocjacyjnej to dla ciebie cacy. Jak jesteś na słabej (np. jesteś imigrantem na wizie H1-B), to możliwości negocjacji są często 0. A w innych zawodach to już w ogóle masakra jest ostatnio.
W dodatku USA ma taki feler że w kontrakcie możesz zrzec się swoich praw wynikających z przepisów ogólnych. Czyli np. pracodawca może ci przedstawić kontrakt w którym zgadzasz się że nie pozwiesz go do sądu. W Polsce można np. ustalić 6 miesięczny okres wypowiedzenia, ale już nie można tygodniowego. Tam nawet jeżeli jakiś stan ma minimalny okres wynagrodzenia, to kontrakcie zwykle możesz zgodzić się na jego anulowanie.
Tak więc generalnie dziki zachód (patrząc z naszego socjalistycznego grajdołka).

Żeby było jasne, nawet nie oceniam zbytnio czy to źle czy dobrze. Po prostu ostrzegam że tam trzeba stosować zupełnie inny schemat myślenia. Praca tam jest bardzo podobna do bycia przedsiębiorcą w Polsce, niektórym to pasuje, niektórym nie. Lepiej wyjechać przygotowanym, niż zdziwić się na miejscu.