Ja dyskryminację najwyraźniej widzę nieco inaczej.
Dawno temu na mojej uczelni jednego z profesorów darzyłem szczególnym uznaniem. Jednym z powodów była jego niezmienność pod naciskiem różnych powierzchowności, a najlepszym tego przykładem była zasada zwolnienia z egzaminu ustnego jednego z przedmiotów związanych z programowaniem, która dotyczyła tylko studentów płci męskiej. Nie pamiętam już szczegółów, ale chyba polegało to na tym, że panie chcące otrzymać końcową ocenę maksymalną musiały przejść egzamin ustny, a panowie mieli przepisywaną z zaliczenia i pisemnego. Wtedy, owszem, spotykało się to z krytyką, ale też nikt się temu za bardzo nie dziwił, bo wystarczyło, że każdy miał jakieś pojęcie, że z dziedziny tego przedmiotu talent u kobiet był znacząco rzadszy. Dzisiaj, kiedy media na okrągło propagują fobię przed refleksyjnym myśleniem, bez wątpienia patrzy się na to niemal z nienawiścią, więc może powiem o tym kilka słów swoich. Każdy egzamin opiera się na weryfikowaniu niewielkiej części danego zakresu wiedzy, więc chcąc nie chcąc ocena z egzaminu jest tylko statystyczną wypadkową tego co wie student. Jeśli w danym egzaminie część ludzi robi dokładnie te same błędy, to wątpliwość co do wiarygodności wyniku egzaminu tych ludzi też wynika ze statystyki. Jeśli czyjeś drżenia dłoni budzi podejrzenie egzaminatora, i ten chce dodatkowo przepytać delikwenta, to chyba uznaje się to za dopuszczalne, a jeśli powodem jest, że jest kobietą, to już nie wolno? To wszystko jest ta sama statystyka.
Podobnie jest z pracodawcą, który może nie mieć dostatecznej wiedzy o kompetencjach kandydata (z różnych powodów), i w tym przypadku pozostają mu własne (lub nawet zasłyszane) doświadczenia, że np: lepiej sprawdzaja się ci po politechnice, i to jest statystyka, a nie jakieś lubienie czy nie lubienie jakiejś grupy ludzi. Jeśli miałoby się pracodawców skazywać na płciowe urawniłowki, to równie dobrze przed salonami makijażu należałoby robić łapanki na panów.
Co jest dyskryminacją, a co nie jest, w zarysie można chyba ująć to w trzech zdaniach:
- Dyskryminacją nie jest to, co uważa dana osoba, ale to, co uważa grupa reprezentatywna dla danej grupy społecznej.
- Dyskryminacja nie może być przeciwieństwem innej dyskryminacji.
- Dyskryminacją nie jest wybór oparty na dążeniu do właściwego dopasowania, a jest - wybór do celów niemerytorycznych.
Pewnie znajdzie się ktoś, kto za dyskryminację uzna przypadek, kiedy pracodawca m.in. uznaje zaletę zatrudnienia kobiety ze względu na “łagodzenie obyczajów”. Wg mnie: nie jest.
Zupełnie osobną sprawą jest dyskryminacja płci będąca podgrupą nieprofesjonalnych zachowań między pracownikami - co do tego chyba nikt nie ma wątpliwości.
Ewentualne komentarze ameby pewnie przemilczę (bez urazy) - tu zbyt dobrze widać zachowania zdradzające dążenia inne niż w stronę poznania.